poniedziałek, 30 lipca 2012

Prolog


Prolog

- Że co?!- krzyknęłam niedowierzając.
- To, że jedziemy na piknik.- powtórzyła mama- Ubierz się ciepło. Jak na początek wiosny, to jest zimno.
- Za piętnaście minut w aucie.- dodał ojciec.
Westchnęłam, ale poszłam na górę, do swojego pokoju.
„ Kto o zdrowych zmysłach organizuje co dwa tygodnie pikniki?! A w zimę długie spacery!”
Ubrałam swoją ulubioną, ciemnozieloną bluzę na zamek oraz spodnie koloru moro.
„ Jedyne co jest ciekawe na piknikach to to, że mogę sobie pójść zbierać owoce.”
 Do paska przypięłam swój nóż harcerski, a na szyję założyłam czarną chustkę.
Z kąta pokoju wydobyłam koszyk na owoce.
                Piętnaście minut później siedziałam w aucie pogniewana na wszystko i wszystkich gapiąc się za okno.


Dotarliśmy na polanę, tę co zwykle, oczywiście pustą. Gdy rozłożyliśmy koc oznajmiłam:
- To ja już pójdę.
- Weź koszyk i nazbieraj jabłka na jabłecznik.- przypomniała mama.
- I wróć przed zmrokiem.- dodał ojciec.
- Ok.- podniosłam się, wzięłam koszyk i poszłam w głąb zieleni.


„Mam jakieś pół godziny do zachodu… a szłam tu mniej więcej tyle.”
Westchnęłam.
- Czyli muszę wracać.

Gdy stanęłam na skraju polany upuściłam koszyk. Przede mną rozcierał się straszny widok. Martwe ciała rodziców leżały na ziemi, a kły wampirów połyskiwały nad ich rozszarpanymi szyjami.
Zaczęłam się cofać przerażona, ale przypadkowo nadepnęłam gałązkę, która pękła z głośnym trzaskiem, a twarze upiorów zwróciły się w moją stronę. Odwróciłam się i zaczęłam biec w stronę chatki, którą czasami odwiedzałam z koleżankami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz